Zadziwiające jest to, jak mocne można czasem odnieść wrażenie, że twórcy sequela nie mają najmniejszego pojęcia o tym, co uczyniło oryginał sukcesem. I nie mówię tutaj o braku w rzemiośle czy dopracowaniu, które zepsułyby dobry produkt. Nie mówię o grach czy filmach, które niby są złożone z tych samych klocków co poprzednik, ale jednak czegoś im brak i w efekcie nie spełniają oczekiwań. Mówię o tych przypadkach, gdzie wiodąca myśl projektancka ewidentnie różni się od tego, co prezentował sobą pierwowzór i dzieło wyraźnie na tym cierpi. Tak, jakby wartość pioniera była dziełem przypadku, albo oddolnej pracy kogoś, kto nie ma wiele do powiedzenia przy następcy.